niedziela, 20 maja 2012

Dziewiętnasty Album:
Arcross the Dark

Haha it łil bikom a biłikli blog i ges :D Ostatnio przejrzałem bloga i zdziwiłem się gdy nie zauważyłem posta o tym albumie, opiszę teraz najprzyjemniejszy zespół grający death metal - "Insomnium". Wszystkie ich piosenki z pewnością komponował mistrz mistrzów w swoim fachu. Brzmienie jest naprawdę ciężkie jednak wszystko się tu dopełnia w 150%. Pod względem technicznym imponują mi w każdej sekundzie. Sam chciałbym uczestniczyć w takim zespole :< Ile trzeba by nagrać doskonałe kawałki? Mistrzowskiego wokalisty grającego mistrzowsko na basie, dwóch mistrzowskich gitarzystów, i mistrza perkusji! Ten fiński zespół powstał w 1997 roku, pierwszy raz demo wydali w 1999 roku. Krążek który recenzuję jest czwartym oficjalnym albumem z 2009 roku.

W Polsce niewiele osób zna ten skład. Zazwyczaj obierają typową trasę koncertową dla młodszych zespołów. Mam tu na myśli wszystkie kraje sąsiadujące z naszym krajem. Ostatnio grali w Pradze ale pieniążki(a raczej ich brak) nie pozwolił mi się tam wybrać. Ja trafiłem na nich przypadkowo, na jednej z płyt które dostałem od wujka był ten zespół. Na początku podchodziłem do tych kawałków z dystansem jednak lecące w tle "The Lay of Autumn" przekonało mnie do nich i przekonuje do dziś. Gdy nie mam czego słuchać wystarczy że włączę ten album rozpocznę wyżej wymienionym kawałkiem i nie ma że nie ma czego słuchać! Ogólnie rzecz biorąc jak chciałbym określić się muzyką wybrałbym na pewno to o czym właśnie piszę. Jest to najpiękniejszy rodzaj muzyki jaki poznałem. Takie ostatnie przemyślenia: w sumie ta muzyka towarzyszy mi od jakiś dwóch i pół roku, innymi zespołami się jarałem bardziej lub mniej, ale "Insomnium" ciągle zostaje gdzieś tam na miejscu nieco powyżej pierwszego w moim rankingu, wszystko staje się bardziej epickie gdy w tle słyszysz te dźwięki :)

Kawałek otwierający płytkę zatytułowany został "Equivalence"(ang. równowartość). Rozpoczyna się spokojnym wejściem. Trwa bardzo długo bo aż minutę i trzydzieści sekund(prawie połowa utworu), dla mnie prawdziwy utwór zaczyna się gdy wchodzi bas, wtedy już wszystko jest na swoim miejscu i robi miejsce na perkusje. Szepty wokalisty rozmiękczają nogi xD Melodia na basie w tle gra, człowiek nie wie czego ma słuchać, dopiero za którymś razem idzie wszystko ładnie oddzielić. Nie pojmuję jak można to wszystko tak ładnie dopasować i zgrać. Same komentarze pod nagraniem na youtube mówią wszystko. Jest to prawdziwe arcydzieło i w moim sercu zostanie takie na zawsze. Prosta acz chwytliwa melodia odsyła człowieka gdzieś za granice wyobraźni, tam gdzie można wszystko :) Kończy się różnowartościowym co do wstępu zejściem, zmusza by słuchacz chciał więcej.

Nadszedł czas na największe dzieło wszechświata, coś na co cały świat tak naprawdę czekał ale nie wiedział o tym :) "The Lay of Autumn" daje możliwość zamienić każde dziewięć minut w jedne z najlepszych dziewięciu minut w życiu! Za duży splendor ma ten kawałek zostałem jego niewolnikiem xD Będę go słuchał do końca życia. Zaczyna się dosyć spokojnie, ale... Ale melodia na początku jest wszystkim, taki początek zapowiada naprawdę świetny kawałek. Na gryfie odległości nie są dalekie, tempo też nie jest niesamowite, jednak ta melodia jak tak chwytliwa, że nie można jej nie kochać. Razem z wokalem wchodzi zmiana tematu. Zaznaczam, że warto się momentami wsłuchać w grę perkusji - jest równie wspaniała co cała reszta. Następnie przychodzi spokojniejszy kawałek, dający możliwość popisu basisty-wokalisty. Następnie znowu wchodzi growl, z kolejnym riffem. Po tym wchodzi nieco bardziej dynamiczny kawałek, później wracamy do pierwszej melodii i osiągamy pieprzoną nirwanę! Śmieszne jest to że muzyka potrafi tak wpływać na ludzi. Drugi kawałek utworu zaczyna się po czwartej minucie. Nie wyróżnia się niczym specjalnym, nadal jest świetny. Ciągle podziwiam grę prowadzącego gitarzysty. 5:45 wchodzi spokojniejszy moment. Uszy mogą sobie odpocząć i rozkołysać się przy basowej melodii. Następnie gdy wchodzi pulsująca melodia człowiek znowu odpływa, mi się ten moment kojarzy ogólnie ze zwycięstwem. Piosenka zaczyna się kończyć zaraz przed ósmą minutą, wszystkie wątki są rozwiązywane a wokaliście pewnie chce się pić :) Wspólna praca gitar na końcu jest niezwykle przyjemna i zakończenie jak zwykle zostawia niedosyt :)

Post temu nie dałem listy kawałków, po co to komu? Wy z tego nic nie macie, a ja muszę się narobić :D Cieszy mnie fakt, że jest kilka osób czytających moje wypociny. Nie spodziewałem się tego, jest to dla mnie naprawdę miłe zaskoczenie. Trzymajcie się ze mną a nie skończę pisać tak prędko.
Haha, najbardziej pochwalony album wszechczasów :)
Niech Insomnium będzie z wami~!~!~!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz