niedziela, 18 grudnia 2011

Dziewiąty Album: World of Glass

Witam ponownie! Blog przekroczył magiczny próg 666 odsłon i co? I NIC :D Albumy black metalowe będę opisywał kiedy będę miał "fazę" na black metal. Ostatnio miałem jak uczyłem się matematyki - Black Metal Matemathics!!!111jedenjedenjeden Mam dzisiaj znośny humor bas w głośnikach ustawiony wyżej niż zwykle i Tristanię w odwarzaczu. Mogę się w dobry sposób odprężyć przed nadchodzącym tygodniem i wieloma sprawami do załatwienia, mam nadzieję że nic nie przeoczę. Wracając do tematu bloga - Tristania to norweski (:3) zespół wykonujący mocno symfoniczny gothic metal. Trzeci Album World of Glass jest prawdziwym arcydziełem, jeden z najlepszych albumów jakie kiedykolwiek słyszałem. Przed nagraniem właśnie tego albumu lider i główny kompozytor zespołu - Morten Veland, w maju 2001 roku, został oficjalnie wyrzucony z zespołu. Grupa potrzebowała wokalisty śpiewającego growlem, więc zatrudniła sesyjnie Ronnyego Thorsena. Muzyka na tym krążku jest niesamowita, odpowiednie partie chóru i growlu, stopniowo rozwijająca się dynamika piosenek dopełniona iście magicznym bassem i idealnie dopasowaną perkusją. Gitarzysta ma tu w sumie niewiele roboty słabo słychać i raczej robi tło pod bas a nie na odwrót jak to zazwyczaj bywa.

Pierwszym utworem jaki opiszę będzie tytułowy "World of Glass". Dla mnie utwór zaczyna się w momencie gdy wkracza bass, najpierw partia rytmiczna dopełniona pięknym chórem wykonującym dość tajemniczy tekst:
"Who's the prey
What's the play
God created
Stay with me
We are the ones God hated"
Kocham ten utwór głównie za ten refren. Przesłanie dialogu między mężczyzną a kobietą jest dla mnie niezrozumiałe :c Wogóle teksty są tu niezwykle tajemnicze, co w sumie dodaje "smaczku". "Satisfaction guaranteed"!

Drugi utwór jest bardziej bardziej zrozumiały. "Hatred Grows" opowiada o żołnieżach, o ich nienawiści do wrogiej nacji podsycanej propagandą. O wojnie, która tak naprawdę ich nie dotyczy, lecz nie wiedzą, że są jedynie mięsem armatnim wykorzystywanym przez generałów itd. To właśnie na nich spada cały koszmar i ból związany z przelewem krwi. Co do warstwy muzycznej: jest tu dużo więcej miejsca dla gitary, łacińskie chórki i anglojęzyczne wokale są tak samo świetne. Nic dodać nic ująć!

Utwory znajdujące się na płycie to:

  1. The Shining Path
  2. Wormwood
  3. Tender Trip on Earth
  4. Lost
  5. Deadlocked
  6. Selling Out
  7. Hatred grows
  8. World of Glass
  9. Crushed Dreams

Dajcie się porwać tonii tej świetnej muzyki. Enjoy!

sobota, 3 grudnia 2011

Ósmy album: Broken

Mam zaszczyt uraczyć was nowym postem po dwutygodniowej nieobecności! Zacznę od przeprosin, na swoje wytłumaczenie powiem, że nie miałem weny do niczego. Postanowiłem od dzisiaj recenzować nieco bardziej ambitną muzykę niż kilka ostatnich postów. Otóż w 1988 roku Trent Reznor w Cleveland w stanie Ohio założył zespół Nine Inch Nails. Muzykę jaką nagrywa nazwano metalem industrialnym. Trent - główny producent, wokalista, autor tekstów i multiinstrumentalista jest jedynym stałym członkiem zespołu i jest odpowiedzialny za kierowanie nim. Będę opisywał samą muzykę jednak wspomnę, że to właśnie on rozpoczął modę na niszczenie własnych instrumentów na scenie na koniec koncertu.

"Broken" to drugi album NIN wydany w 1992 roku. Muzyka tutaj jest jeszcze bardziej agresywna niż ta z poprzedniego albumu. Jest pełna goryczy i niezadowolenia. Reznor w każdym ze swoich tekstów zamieścił cząstkę siebie, dlatego są tak żywe i dotyczące każdego z nas. Album rozpoczyna się spokojnym i cichym wejściem zatytułowanym "Pinion" by zaraz po tym wpaść z hukiem z tekstem "This is the first day of my last days" w kawałku "Wish". Kawałek "Last" odpowiednio utrzymuje klimat by w kawałku "Help me Im in hell" uspokoić nieco atmosferę przygotowując słuchacza do szaleńczego i najbardziej kontrowersyjnego "Hapiness in slavery", w którego teledysku Bob Flanagan amerykański super masochista, rozebrany kładzie się na maszynie "rozkoszy" która następnie torturuje go i zabija. Jest to obraz straszny, na długo zapadający w pamięć. Całość kończy się utworem "Gave up" co można przetłumaczyć jako rezygnacja.

Opiszę teraz oba utwory, które dostałby nagrodę Grammy. "Wish", który jak wspomniałem otwiera mocną część albumu. Piosenka mówi o rezygnacji, o szczerej chęci nadania sensu swemu życiu, sensu, który nadaje kobieta.
"Chcę, aby było tam coś rzeczywistego,
Chcę, aby było tam coś prawdziwego.
Chcę, aby było tam coś rzeczywistego w tym świecie pełnym ciebie."
Prócz wściekłej melancholii uzupełnionej o wpadającą w ucho muzykę nic tu nie znajdziemy. To nie jest utwór dla szczęśliwych ludzi.

"Hapiness in slavery" to utwór makabryczny, mówiący w dużej części o społecznej znieczulicy.
"Nie otwieraj oczu, nie spodoba ci się to, co ujrzysz
Ślepota została pobłogosławiona bezpieczeństwem
Nie otwieraj oczu, zabierz to ode mnie
Ja odnalazłem
Ty też możesz
Szczęście w zniewoleniu"
Tekst mówi, że lepiej interesować się wyłącznie własnymi sprawami nie przejmując się kimś innym gdyż jedyne co możemy znaleźć to cierpienie. Postępując tak zostajemy jednak zniewoleni w codzienności czerpiąc tytułowe "Hapiness in slavery". Teledysk jest szeroko dostępny w internecie jednak nie polecam jego oglądania, szczególnie od drugiej minuty. Nie zamieszczam teledysków - sami sobie znajdziecie. Trzeba mieć łeb, żeby coś takiego nagrać...

Co znajdziemy?

  1. Pinion
  2. Wish
  3. Last
  4. Help me I am in hell
  5. Hapiness in slavery
  6. Gave up
I ukryte
  1. Physical (You're so)
  2. Suck

Właśnie zapomniałem dodać, że inspirowałem się artykułem z wikipedii. Nawet jest jeden cytat nie wzięty z wikipedii :c

środa, 16 listopada 2011

Siódmy Album: Back Through Time

Ósmy dzień nadszedł. Pora na recenzję. Yarr! Słyszymy raz po razie przy wesołych tonach pirackiej muzyki. "Back Through Time" Szkockiego zespołu "Alestorm" nie jest albumem wyjątkowo ambitnym, głównie traktuje o panienkach, alkoholu i grabieżach - ogółem o pirackiej żegludze. Muzyka opiera się na lekko skrzeczącym prowadzącym wokalu(brytyjski akcent znacznie ubarwia), chórkach, akordeonie(?) i mocnych riffach gitarowych. Całość brzmi naprawdę przyjemnie, myślę, że każdy nawet niedzielny słuchacz przyjąłby tą muzykę z otwartymi rękami. Gdy pierwszy raz to usłyszałem pomyślałem sobie "Co to za disco polo?", jednak po głębszym wsłuchaniu się zatonąłem w toni tej jakże lekkiej dla ucha muzyki. Po całym dniu szkoły, otoczony tłumem ludzi, od których chętnie bym się odciął na chwilę by odetchnąć z pomocą nadciąga "Back Through Time". Zamykamy oczy i płyniemy, płyniemy statkiem po niezmierzonym oceanie kołysani rytmicznie uderzeniami bębnów. Szczególnie polubiłem kawałek "Barrett's Privateers", który jest coverem utworu "Stanley'a Allison'a "Stan" Rogers'a". Panuje tu klimat niezwykle wesoły, całość jest trochę monotonna, jednak ta monotonność działa w sumie odprężająco. Powtarzający się tekst "God damn them all!" tym bardziej pozwala odciąć się od otaczającego świata. Szczególnie lubię solówkę. To mój następny "cel" w graniu na gitarze. Umieć zagrać taką solówkę. Dużo roboty przede mną :D

Drugim utworem, który opiszę jest "Rum". Ta jakże treściwa nazwa doskonale opisuje o czym jest kawałek. Całość się zaczyna tekstem "The time has come, the time for a drink, but I don't want whiskey or gin." Jak wszyscy wiedzą, rum był ulubionym napitkiem piratów. To właśnie beczki tego anielskiego płynu płynęły wraz z piratami. "Rum is the power, Rum is the key, Rum is the thing that will set us free." - hymn na cześć rumu? Może. Jednak wpada w ucho, myślę, że cel swój spełnił.

Co znajdziemy na płycie?

  1. "Back Through Time"
  2. "Shipwrecked"
  3. "The Sunk'n Norwegian"
  4. "Midget Saw"
  5. "Buckfast Powersmash"
  6. "Scraping the Barrel"
  7. "Rum"
  8. "Swashbuckled"
  9. "Rumpelkombo"
  10. "Barrett's Privateers"
  11. "Death Throes of the Terrorsquid"
  12. "I Am a Cider Drinker"
  13. "You Are a Pirate"

Zatem piraci! Odbijcie z portu i zajmijcie się swoimi sprawami. Życzę wam spokojnych wód i pomyślności. Wróćcie za 8 dni po kolejną recenzję!

środa, 9 listopada 2011

Szósty Album: Dethalbum

Też zauważyliścię tendencję do pisania postów co osiem dni? Postanowiłem stworzyć ten "tygodnik" ośmiodnikiem! Co do tematu - po raz drugi z kolei będę opisywać soundtrack z bajki. Tym razem z amerykańskiej kreskówki pt. "Metalocalypse". Samą kreskówkę polecam obejrzeć, jest sporo absurdalnego humoru, ogromne ilości krwi i dobra muzyka. Wyżej wymienione to oczywiście perełki dopełniające naprawdę intrygujący wątek sensacyjny. Co mam na myśli pisząc dobra muzyka? Otóż utwory powstały spod ręki Brendona Smalla i Tommy'ego Blacha(ciekawe czy ma polskie korzenie) współpracującymi z wielkimi artystami, na przykład Stevem Vai'em - wirtuozem gitary, legendą stąpającą po ziemii! Riffy są naprawde "tłuste", perkusja daje czadu, co do wokalu widziałem różne opinie(główną wadą zawsze był brak fachowości, czyli nieczysty growl) jednak mi się niezmiernie podoba. Teksty traktują z reguły o rzeczach hmm.. nierealnych (jak podwodne potwory(Chtulu?), czerwony troll wyłaniający się spod ziemii albo o morderczej misjii głównego bohatera, w której przedostaje się do twierdzy swojego największego wroga, miażdży go jednym ciosem i przejmuje całą rezydencję, zamek xdd). Czasem zdarzają się też całkiem sensowne teksty, i tu zacznę stały fragment postów - opiszę pierwszy kawałek. "Detharmonic" to kawałek niesamowicie rozwinięty jak na tego typu muzykę(nagraną na potrzeby serialu). Dethklok wraz z orkiestrą wykonuje tu kawał dobrej roboty. "Detharmonic" przekonał mnie początkowo do tego zespołu, głównie przez przerywniki w których słychać wyłącznie orkiestrę. Tekst traktuje o kapitaliźmie i o tym, jak władza próbuje kontrolować nasze pieniądze. Często słyszymy zdanie "I'd rather you be dead" (wolałbym żebyś był martwy). Przez tekst przemawia ogromna ilość nienawiści, lecz jest w nim ziarno prawdy. Nie widzę w tym utworze żadnych wad ;)

Drugi utwór, który opiszę to "Go into the water", który wykonywany jest na końcu sezonu pierwszego kreskówki. Rozwiązanie akcji rozgrywa się w Polsce - w Gdańsku. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że patrząc na południe (było pare ujęć w stronę środka ziemii) widać odrazu wielkie góry i to, że w Bałtyku według kreskówki pływają rekiny i delfiny. Ale to Amerykanie, im można wybaczyć xd Wracając do uworu - jego podniosły charakter można porównać w pewnym stopniu do "Requiem for a dream", słowa "wszystko przy tym staje się bardziej epickie" sprawdzają się i tutaj :) W tekst nigdy się nie wsłuchiwałem specjalnie, jednak szczególnie podkreślone są słowa "We all go into the water". Zinterpretowałem je jako pochodną "wszyscy idziemy do piachu", jednak nie wiem czy to było faktyczne znaczenie tych słów.

Z tyłu pudełka z normalnym wydaniem widzimy:
  1. "Murmaider" (from "Dethwater")
  2. "Go into the Water" (from "The Metalocalypse Has Begun")
  3. "Awaken" (from "Dethtroll")
  4. "Bloodrocuted" (mentioned in "Dethfam")
  5. "Go Forth and Die" (from "Go Forth and Die")
  6. "Fansong" (from "Mordland")
  7. "Better Metal Snake"
  8. "The Lost Vikings"
  9. "Thunderhorse" (from "Dethwater")
  10. "Briefcase Full of Guts" (from "Murdering Outside the Box")
  11. "Birthday Dethday" (from "Birthdayface")
  12. "Hatredcopter" (Does not appear in Seasons 1 or 2, later appears in "RenovationKlok")
  13. "Castratikron" (from "Girlfriendklok")
  14. "Face Fisted" (Does not appear in Seasons 1 or 2, later appears in "TributeKlok")
  15. "Dethharmonic" (from "Fatklok")
  16. "Deththeme" (from every episode; hidden track)
  17. "Go into the Water" (Gulf Danzig Remix; vinyl edition bonus track)

Przepraszam za niewielkie opóźnienia w blogowaniu nie mam się jak wytłumaczyć. Jednak w ramach przeprosin wkleję filmik. ENJOY~!

poniedziałek, 31 października 2011

Piąty Album: Detroit Metal City OST

Post ten piszę rówinież na potrzeby kółka anime. Tak, dobrze przeczytaliście - anime. Następnym albumem, który opiszę będzie oficjalny soundtrack japońskiej "bajki" Detroit Metal City. Opowiada ona historię o pewnym chłopcu ze wsi, który pragnął zostać gwiazdą popu, jednak w Tokyo trafił na nieodpowiednich ludzi i w ten sposób został głową japońskiego metalu :D O anime wspomnę później, jako dodatek - teraz skupmy się na samej muzyce. Utwory są tu pełne makabrycznych tekstów, ostrych riffów i agresji. Album zaczyna się utworem SATSUGAI(jap. morderstwo), który bez wątpienia jest najmocniejszym kawałkiem znajdującym się na krążku. Dalsze kawałki są dosyć zbereźne i w pewnym sensie niedorzeczne, jednak nie ma się co dziwić skoro zostały skomponowane na potrzeby komedii. Teksty traktują głównie o przemocy, gwałtach i Szatanie - fakt, że są po japońsku nieco łagodzi sprawę gdyż zapamiętujemy z tłumaczeń z anime tylko pojedyncze słówka. Całość jest jednakże szatańsko dobra, kompozytor wykazał się absolutnym talentem, kapela metalowa, trochę elektroniki doprawione paroma bardziej operowymi instrumentami dają arcydzieło. Najbardziej cenię odpowiednie dobrane niższe tony do całej reszty, można się wczuć w muzykę jak w średniowiecznego rycerza gdy byliśmy mali ;D

Moim ulubionym utworem jest Mesu Buta Koukyoukyoku 'Female Pig Symphony' i na wejściu pragnę zaznaczyć, że cenię go tak ze względu na oprawę muzyczną - nie tekst. Początek jest dosyć monotonny - oparty o wokal, który brzmi naprawdę oryginalnie. Po powtórzonym kilka razy "show your lower body"(fonetycznie "kahai żiksu adepari"... wiem że tak jest po angielsku bo napisy były w anime xdd) wchodzi bardziej elektroniczna strona utworu. Ciężko jest ogarnąć jak ktoś może tak dobrze wpasować komputer w gitary :3 Moja ulubiona część utworu zaczyna się w czwartej minucie i trzydziestu sekundach. Wysokie tony, wokal dopełniony BASEM, który spełnia tam główną rolę jest wyśmienity. Kocham te tony! Jak dla mnie ten kawałek nie jest na tyle ostry by móc go nazwać ostrym metalem, myślę, że każdemu mógłby się spodobać.

Drugim ulubionym utworem jest Maou(diabeł). Riff z tego utworu jest najlepszy z całej płyty, wokal jest równie dobrze dobrany, tekst jest nieco bardziej hmm "normalny". Po wciągającym w otchłań muzyki wstępie i dalszym nieco monotonnym kawałku wchodzi bridge a po nim rozwiązanie akcji znowu w momencie 4:30. Można to porównać do rozwiązania akcji niezwykle ciekawej książki czy filmu. Kawałek wydaje się być nieco mocniejszy od poprzedniego przez co nie jest tak uniwersalny. Ja tam go lubię :3

Szatany na tej płycie to:

  1. Satsugai
  2. Slash Killer
  3. Grotesque
  4. Mesu Buta Koukyoukyoku 'Female Pig Symphony'
  5. Death Penis
  6. Ano Ko Wo Rape - Rape this bitch
  7. Mad Monster
  8. Should This Reventge Be Taken
  9. Maou
  10. Fucking Gum Kyuden

Ostatnia piosenka jest na tyle bezsensowna, że mogło by jej nie być! Parominutowe FUCK nie nastraja dobrze :/ Za jakiś czas wprowadzę linka do artykułu na stronie koła anime "Shinigami" w Nysie. Będziecie mogli się dowiedzieć o czym jest to anime - polecam obejrzeć już całe - jeśli ktoś lubi nieszablonowe poczucie humoru! Ten album jest jednym z tych do których nie trzeba się angażować aby poznać ich piękno, które jest dosyć powierzchowne. Jednak jest to ciągle piękno przy albumie można się jako tako odstresować, a lepsze partie basowe czasem pchają mnie do zrobienia czegoś. Bez tej muzyki, życie byłoby nieco nudniejsze :D
Pozdrawiam i życzę miłego następnego tygodnia!

poniedziałek, 24 października 2011

Czwarty album: Paranoid

Na początku chciałbym przeprosić za opóźnienie - nie było wczoraj internetu od 16, a dzisiaj po szkole nie miałem jako tako ochoty nic wymyślać. Powiem jednak, że brak internetu nie jest jakąś straszną rzeczą. Świerze powietrze nie zabija :DDD Wracając do tematu: Nasi dziadkowie przyczynili się do napisania tego postu. Opiszę teraz jeden z pierwszych albumów metalowych jakie kiedykolwiek wyszły.Mówię tu o wiecznie żywym, wiecznie szanowanym, wiecznie interesującym Black Sabbath i jego albumowi "Paranoid"! Paranoid to ich drugi release, został wydany we wrześniu 1970 roku. Ma ponad 40 lat :) Początkowo album miał nosić nazwę War Pigs, lecz wytwórnia płytowa skojarzyła ten tytuł z wojną w Wietnamie i nakazała zmianę nazwy. Nie zmieniono jednak okładki. (wikipedia :)) Nie jestem pewien czy "Paranoid" to najlepszy album tego zespołu, ale napewno wniósł wiele, być może więcej niż inne właśnie za sprawą tytułowego utworu, który tak naprawdę był tylko zapchajdziurą nagraną zaraz przed wydaniem albumu, a zmiana nazwy wydania przypadła właśnie temu kawałkowi, gdyż został on prawdziwym hitem (tu Black Sabbath ze swoimi dwoma albumami "Paranoid" i "Black Sabbath" plasował się na szczytach list przebojów w Wielkiej Brytanii, w Ameryce trzymał się koło 20 miejsca). Otwierający płytę War Pigs zaczyna się znakomicie, powolne "ruchy" gitary i syreny tworzą odpowiednie przygotowanie do słów Ozzy Osborune'a:
"Generals gathered in their masses
Just like witches at black masses
Evil minds that plot destruction
Sorcerers of death's construction
In the fields the bodies burning
As the war machine keeps turning
Death and hatred to mankind
Poisoning their brainwashed minds, oh lord yeah!"
Ten tekst był protestem wymierzonym przeciwko siłom zbrojnym całego świata(w tamtych czasach te właśnie tematy były na czasie. Hipsterzy xd), nawiązywał również do walk w Wietnamie. Cały utwór jest bardzo przyjemny, głos Ozzy'iego jest bardzo żywiołowy co tym bardziej uprzyjemnia słuchanie. Tempo jest powolne, tekst jest śpiewany wyraźnie, późniejsze solo Tommiego Iomiego brzmi znakomicie. Cały 7-minutowy utwór jest godny nazwania majstersztykiem.

Drugi utwór, jeden z najlepszych jakie znam to oczywiście "Paranoid". Piosenka jest bardzo żywa, tekst Geezera Butlera(śpiewany oczywiście przez Ozziego) wpada w ucho. Całość podobnie jak poprzedni utwór jest majstersztykiem. Bardzo dobrym kawałkiem aby poskakać przy nim xD

Spis treści:

  1. "War Pigs"
  2. "Paranoid"
  3. "Planet Caravan"
  4. "Iron Man"
  5. "Electric Funeral"
  6. "Hand of Doom"
  7. "Rat Salad"
  8. "Fairies Wear Boots"

"Paranoid" jest pozycją obowiązkową dla każdego kto pragnie nazwać siebie "metalem". Black Sabbath jest historią metalu, jeśli ktoś chce tworzyć jego przyszłość muzyki tego rodzaju musi ich znać. Gitarzysto! Basisto! Perkusisto! Wokalisto! Miksisto! Szczypczysto! Cośisto! Pora iść do najbliższego sklepu muzycznego i nabyć jakąś płytę Black Sabbath! Najlepiej Paranoid! :D
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia i zapraszam do komentowana i reklamowania mojego blogu jak i zespołu znajomych. Link tutaj do strony na facebooku tutaj -> Flavor

niedziela, 16 października 2011

Trzeci album: Rock Is Not Enough

Jako trzeci album opiszę "Rock Is Not Enough" formacji Acid Drinkers. Kwasożłopy to najlepsza polska kapela. Grają w klimatach trash metalu, perkusja odpowiednio nakindala, riffy są melodyczne i oparte na niskich tonach, a Titus jak zwykle dopełnia wszystko swoim głosem. Pomimo tego, że zespół pochodzi z Polski teksty są po angielsku, co wyszło na dobre - byli lepiej rozpoznawalni poza granicami. Ciężko było wybrać, który album mam opisywać - padło na "Rock Is Not Enough". To wydanie jak każde inne jest energiczne, traszowe, a co najważniejsze głośne. Dobrym przykładem tego klimatu jest utwór "The Ball and The Line". Nie znalazłem żadnych przekładów tej piosenki, nawet na tekstowo.pl nie było tłumaczenia. Po chwili zadumy stwierdziłem, że Titus najgłośniej krzyczy "I bend the ball to the line!" (zginam kulę do linii) co fizycznie jest niemożliwe - można to interpretować jako "Robię rzeczy niesamowite!". Jest w tym ziarno prawdy, utwór tworzy niesamowity klimat. W piosence słyszymy też "Join our sacred congregation" (dołącz do naszej świętej kongregacji) - każdy jest w stanie dołączyć do ludzi, którzy zmieniają świat. Bardzo optymistyczny akcent. Pierwsze myśli jakie mi przyszły do głowy było zrobienie z bezładnej kuli pogo dwie linie by zderzyły się w ścianie śmierci :) Dawno nie pogowałem. Ten kawałek byłby niesamowicie dobry do pogo - nieskończone bisy prowadziłyby to czystej rzeźni :D

Niestety nie znalazłem nic na youtube
więc wrzucam tylko mp3 z wrzuty.03 - the ball and the line

Utwór który kończy album jest jak wiśnia w środku tortu - dopełnia wszystko tworząc ideał. Wystarczy popatrzeć na komentarze na youtube - "mnie ta piosenka przekonła do acidów:D metal z nawyższej półki ale ich koncert to było przeżycie:D Acidy to ostoja polskiego metalu najlepszy zespół:)" napisane przez ChaosHaKeR. Mówię tu o "Hate Unlimited". Spokojne wejście robi miejsce do sukcesywnego rozpędzania się utworu. Cały utwór ma dosyć sarkastyczny wyraz
"Czy moglibyście wypić truciznę, proszę?
A potem malowniczo umrzeć?
Czy palniesz w telewizji na żywo
Hej, ludzie, powieście tego człowieka!"
Mowa tu z pewnością o sztuczności świata, o bólu, o którym się zawsze mówi za dużo. Wchłaniamy to co nam przekaże telewizja, karmimy się faktami o potopie z Indonezji by zaraz się śmiać z tego, że używają busa jako łódki(bus can swim!), zaraz po tym mówimy o huraganach, by niedługo po tym klepać się po plecach, że tak mało było ofiar. Tworzy się błędne koło. Piosenka eksploduje w słowach
"Później lepiej będzie, byś zatańczył tak, jak Ci zagram
I powiedział to, co chcę usłyszeć
Nie widzę innej opcji."
by utwierdzić nas, że tego nie zmienimy. (napisałem to przed obejrzeniem teledysku - jestem genialny! :D)

Kawałki na tej płycie to:

  1. Extreme Entertainment Group Of Oddities (E.E.G.O.O.)
  2. Hurts More Than Death
  3. Ball And The Line
  4. Fill Me [In 100%]
  5. Black Blood Canyon
  6. When You Say to Me "Fuck You" Say It Louder
  7. Stray Bullets
  8. Jennifer And Ben
  9. Primal Nature
  10. Hate Unlimited

Omg pisanie tych postów zaczyna mi sprawiać przyjemność, coraz bardziej wiem czego słucham! Co do Kwasożłopów to ze 2 albumy lądują w telefonie - będą pełnić mojego soundtracku na najbliższy miesiąć :)) Wybaczcie, że post wyszedł tak późno, jednak miałem sobotnie "nic mi się nie chce". Mam nadzieję, że mój blog coraz bardziej się wam podoba ;) Piszcie może w komentach czego nie dociągnąłem. Bądź co bądź chciałbym mieć większą rzeszę czytelników, więc porady pomogłyby mi podrasować jakość! Trzymajcie się mocno!

sobota, 8 października 2011

Drugi album: Ashes Against the Grain

Ashes Against the Grain to album amerykańskiego zespołu melodic-black-metalowego Agalloch(Agalloch po angielsku oznacza wonną żywicę drzewa aloesowego (Aquilaria agallocha)). Album został oficjalnie wydany 2 marca 2007 roku. Jest to zdecydowanie najlepszy album tego zespołu. Jego nostalgiczne brzmienie bije na łeb wiele innych wykonawców tego typu, powolne melodie, odpowiednio zgrana gitara rytmiczna sprawia, że w tą muzykę można się wtopić. Zimny klimat czuć już po pierwszych sekundach, dosyć monotonny układ utwórów sprawia, że ta muzyka doskonale nadaje się do spania czy po prostu do odprężenia i pozbierania myśli. Po zamknięciu oczu widzimy jedynie czerń i biel - czarne kontury drzew ogołoconych z liści na białym śniegu, wykonawcy z pewnością chcieli uzyskać taki efekt za co należą się im najwyższe wyrazy szacunku. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj również trzy częściowy utwór "Our Fortress Is Burning". Sam tytuł nie przynosi na myśl nic wesołego. W akcie pierwszym czuję wyjątkową aurę spokoju, forteca niczego się nie spodziewa. Na końcu kawałek staje się coraz cichszy - cisza przed burzą. Druga część "trylogii" zaczyna się dosyć intensywnie. Forteca staje w płomieniach. W środku słyszymy wysokie tony, nieco szybsze tempo i dosyć chaotyczną melodię, całość kończy się growlem i nagłym spowolnieniem. Forteca się wali, ostatnie deski padają w płomieniach. Ostatnia część przez całą swą długość nie przedstawia niczego konkretnego, szum i pojedyncze nuty. Fortecy już nie ma, zgliszcza giną zasypywane śniegiem. Forteca jest zapomniana.

Utwór rozpoczynający płytę - "Limbs" jest równie wspaniały jak zakańczające ją "Our Fortress Is Burning". Rozpoczyna się wysokimi tonami, zaraz potem wchodzi gitara rytmiczna - już po pierwszej minucie słychać niezwykły klimat i mistrzowskie wykonanie. Dalej jest coraz lepiej. Melodia jest coraz bardziej urozmaicana całość coraz bardziej wciąga. Nagle się kończy, by powstać w spokoju na nowo. Po ładnym przejściu wracamy do starego klimatu utworu. Całość znowu się rozkręca by nagle eksplodować przy śpiewie. Całość opowiada o zapomnieniu, słyszymy "To hymn rozbrzmiewa od drzewa do drzewa, przez co ponury konar śpiewa" - został tylko pusty las. Ostatnie minuty są prawdziwie nostalgiczne - czuć że coś straciliśmy, coś na czym nam zależało. Już tego nie odzyskamy i trzeba się z tym pogodzić.

Utwory na płycie to:

  1. Limbs
  2. Falling Snow
  3. This White Mountain On Which You Will Die
  4. Fire Above, Ice Below
  5. Not Unlike The Waves
  6. Our Fortress Is Burning... I
  7. Our Fortress Is Burning... II - Bloodbirds
  8. Our Fortress Is Burning... III - The Grain

No, dzisiaj wpadłem na pomysł nieco innego zorganizowania postów. Dodałem okładkę albumu i rozpiskę utworów na końcu(poprzedni post też uzupełnię) :) Przez cały czas pisania postu słuchałem tego albumu i śmiało mogę stwierdzić, że jest to prawdziwy majstersztyk. Polecam szczególnie słuchanie na dobrych słuchawkach w autobusie. Mimo ponurego klimatu album nastawia pozytywnie. Myślę, że parę osób polubi taką muzykę, na zbliżający się sezon jesienny i zimowy takie coś potrafi być prawdziwym skarbem.
Następny post za tydzień! Pozdrawiam czytelników :D

sobota, 1 października 2011

Pierwszy Album: The High End Of Low

Zacznijmy więc od końca.  "The high end of low" to ostatni album jednego z moich ulubionych artystów: Marilyna Mansona. Wyszedł 26 maja 2009 roku. 40 letni wykonawca ukazuje w niej cały swój kunszt i doświadczenie, które zebrał przez 15 lat niezwykle głośnej kariery, mam tu głównie na myśli kompozycję utworów. Piosenki jendak nie są jednak tak mocno naładowane energią, agresją i nienawiścią kawałki jak te z poprzednich lat, kiedy to jeszcze wypełniał swą "misję" światowego antychrysta, było to widać już w poprzednim albumie "Eat Me Drink Me". Nieudolne próby imitowania dawnej dynamiki młodego jeszcze wokalisty(We Are From America, Arma-Goddamn-Motherfickin-Geddon czy chociażby Leave a Scar) przeważają jednak wolniejsze kawałki(praktycznie wszystkie inne) i to właśnie one sprawiły, że opisuję ten album jako pierwszy.

Opiszę teraz moje dwa ulubione kawałki. "Wow" to pierwszy utwór, który włączyłem, na początku wydał mi się dosyć chaotyczny. W sumie jest taki, lecz po kilkukrotnym przesłuchaniu przekonałem się, ktoś taki jak Marilyn Manson jest w stanie bezbłędnie zapanować nad chaosem. Co może niektórych zdziwić w tym kawałku nie ma ani grama gitary, jest dosyć psychodeliczna i nikt się tu nie drze ;) Jest to po prostu bardzo dobrze skomponowana kupa syntezatorów i efektów. Jej klimat w połączeniu z tym chorym OFICJALNYM "teledyskiem" potrafi dostarczyć wrażeń, których szybko nie zapomnimy. Gdy wtapiam się w tą piosenkę na myśl przychodzą stojące nade mną zakrwawione klauny z nożami, ot takie wyobrażenie, lewa półkula mózgu ;)
Tekst
I powiedziałaś "lepiej traktuj mnie inaczej, bo jak nie..."
"bo jak nie..." wydawało się głupią pieprzoną rzeczą do
powiedzenia komuś takiemu, jak ja..
Komuś jak ja
jest kwintesencją tego utworu. Tematem jest tu po prostu miłość, a raczej przeszkody. Manson nie mógł się nigdy ustatkować jeśli chodzi o kobiety, w sumie nie dziwię się. Dacie wiarę, że tak wielki artysta, który miał po koncertach tuziny panienek(w przebieralni Manson każe wychładzać pomieszczenie aby dziewczynom, które go odwiedzają przed lub po koncercie odpowiednio sterczały sutki) , miał kilka stałych partnerek?

15 to utwór który powstał w 40 urodziny artysty. W nim to właśnie Manson podsumowywuje swoje życie. Tekst jest przepełniony wewnętrznymi rozterkami, jego ból to czego nie zdołał zachować. Na koniec dodam, że Twiggy Ramirez - pierwszy gitarzysta Mansona powrócił do składu po 6 latach przerwy. Jego wpływ na samotnego wokalistę jest tu z pewnością niesamowity. Myślę właśnie, że to jego wsparcie dało Marylinowi siłę do napisania tak odważnego tekstu.

Utwory na tej płycie to:

  1. "Devour" - 3:45
  2. "Pretty as a Swastika" (wersja ocenzurowana: "Pretty as a ($)") - 2:45
  3. "Leave a Scar" - 3:54
  4. "Four Rusted Horses" - 5:00
  5. "Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon" - 3:39
  6. "Blank and White" - 4:27
  7. "Running to the Edge of the World" - 6:25
  8. "I Want to Kill You Like They Do In the Movies" - 9:01
  9. "WOW" - 4:55
  10. "Wight Spider" - 5:32
  11. "Unkillable Monster" - 3:43
  12. "We're From America" - 5:04
  13. "I Have to Look Up Just to See Hell" - 4:11
  14. "Into the Fire" - 5:14
  15. "15" - 4:20

Dobra długo mi zajęło pisanie tego postu, zapomniałem dodać, że muzyka Marilyna Mansona wyjątkowo mi się nie nudzi, w odróżnieniu do innych :D
Trzymajcie się mocno!