poniedziałek, 31 października 2011

Piąty Album: Detroit Metal City OST

Post ten piszę rówinież na potrzeby kółka anime. Tak, dobrze przeczytaliście - anime. Następnym albumem, który opiszę będzie oficjalny soundtrack japońskiej "bajki" Detroit Metal City. Opowiada ona historię o pewnym chłopcu ze wsi, który pragnął zostać gwiazdą popu, jednak w Tokyo trafił na nieodpowiednich ludzi i w ten sposób został głową japońskiego metalu :D O anime wspomnę później, jako dodatek - teraz skupmy się na samej muzyce. Utwory są tu pełne makabrycznych tekstów, ostrych riffów i agresji. Album zaczyna się utworem SATSUGAI(jap. morderstwo), który bez wątpienia jest najmocniejszym kawałkiem znajdującym się na krążku. Dalsze kawałki są dosyć zbereźne i w pewnym sensie niedorzeczne, jednak nie ma się co dziwić skoro zostały skomponowane na potrzeby komedii. Teksty traktują głównie o przemocy, gwałtach i Szatanie - fakt, że są po japońsku nieco łagodzi sprawę gdyż zapamiętujemy z tłumaczeń z anime tylko pojedyncze słówka. Całość jest jednakże szatańsko dobra, kompozytor wykazał się absolutnym talentem, kapela metalowa, trochę elektroniki doprawione paroma bardziej operowymi instrumentami dają arcydzieło. Najbardziej cenię odpowiednie dobrane niższe tony do całej reszty, można się wczuć w muzykę jak w średniowiecznego rycerza gdy byliśmy mali ;D

Moim ulubionym utworem jest Mesu Buta Koukyoukyoku 'Female Pig Symphony' i na wejściu pragnę zaznaczyć, że cenię go tak ze względu na oprawę muzyczną - nie tekst. Początek jest dosyć monotonny - oparty o wokal, który brzmi naprawdę oryginalnie. Po powtórzonym kilka razy "show your lower body"(fonetycznie "kahai żiksu adepari"... wiem że tak jest po angielsku bo napisy były w anime xdd) wchodzi bardziej elektroniczna strona utworu. Ciężko jest ogarnąć jak ktoś może tak dobrze wpasować komputer w gitary :3 Moja ulubiona część utworu zaczyna się w czwartej minucie i trzydziestu sekundach. Wysokie tony, wokal dopełniony BASEM, który spełnia tam główną rolę jest wyśmienity. Kocham te tony! Jak dla mnie ten kawałek nie jest na tyle ostry by móc go nazwać ostrym metalem, myślę, że każdemu mógłby się spodobać.

Drugim ulubionym utworem jest Maou(diabeł). Riff z tego utworu jest najlepszy z całej płyty, wokal jest równie dobrze dobrany, tekst jest nieco bardziej hmm "normalny". Po wciągającym w otchłań muzyki wstępie i dalszym nieco monotonnym kawałku wchodzi bridge a po nim rozwiązanie akcji znowu w momencie 4:30. Można to porównać do rozwiązania akcji niezwykle ciekawej książki czy filmu. Kawałek wydaje się być nieco mocniejszy od poprzedniego przez co nie jest tak uniwersalny. Ja tam go lubię :3

Szatany na tej płycie to:

  1. Satsugai
  2. Slash Killer
  3. Grotesque
  4. Mesu Buta Koukyoukyoku 'Female Pig Symphony'
  5. Death Penis
  6. Ano Ko Wo Rape - Rape this bitch
  7. Mad Monster
  8. Should This Reventge Be Taken
  9. Maou
  10. Fucking Gum Kyuden

Ostatnia piosenka jest na tyle bezsensowna, że mogło by jej nie być! Parominutowe FUCK nie nastraja dobrze :/ Za jakiś czas wprowadzę linka do artykułu na stronie koła anime "Shinigami" w Nysie. Będziecie mogli się dowiedzieć o czym jest to anime - polecam obejrzeć już całe - jeśli ktoś lubi nieszablonowe poczucie humoru! Ten album jest jednym z tych do których nie trzeba się angażować aby poznać ich piękno, które jest dosyć powierzchowne. Jednak jest to ciągle piękno przy albumie można się jako tako odstresować, a lepsze partie basowe czasem pchają mnie do zrobienia czegoś. Bez tej muzyki, życie byłoby nieco nudniejsze :D
Pozdrawiam i życzę miłego następnego tygodnia!

poniedziałek, 24 października 2011

Czwarty album: Paranoid

Na początku chciałbym przeprosić za opóźnienie - nie było wczoraj internetu od 16, a dzisiaj po szkole nie miałem jako tako ochoty nic wymyślać. Powiem jednak, że brak internetu nie jest jakąś straszną rzeczą. Świerze powietrze nie zabija :DDD Wracając do tematu: Nasi dziadkowie przyczynili się do napisania tego postu. Opiszę teraz jeden z pierwszych albumów metalowych jakie kiedykolwiek wyszły.Mówię tu o wiecznie żywym, wiecznie szanowanym, wiecznie interesującym Black Sabbath i jego albumowi "Paranoid"! Paranoid to ich drugi release, został wydany we wrześniu 1970 roku. Ma ponad 40 lat :) Początkowo album miał nosić nazwę War Pigs, lecz wytwórnia płytowa skojarzyła ten tytuł z wojną w Wietnamie i nakazała zmianę nazwy. Nie zmieniono jednak okładki. (wikipedia :)) Nie jestem pewien czy "Paranoid" to najlepszy album tego zespołu, ale napewno wniósł wiele, być może więcej niż inne właśnie za sprawą tytułowego utworu, który tak naprawdę był tylko zapchajdziurą nagraną zaraz przed wydaniem albumu, a zmiana nazwy wydania przypadła właśnie temu kawałkowi, gdyż został on prawdziwym hitem (tu Black Sabbath ze swoimi dwoma albumami "Paranoid" i "Black Sabbath" plasował się na szczytach list przebojów w Wielkiej Brytanii, w Ameryce trzymał się koło 20 miejsca). Otwierający płytę War Pigs zaczyna się znakomicie, powolne "ruchy" gitary i syreny tworzą odpowiednie przygotowanie do słów Ozzy Osborune'a:
"Generals gathered in their masses
Just like witches at black masses
Evil minds that plot destruction
Sorcerers of death's construction
In the fields the bodies burning
As the war machine keeps turning
Death and hatred to mankind
Poisoning their brainwashed minds, oh lord yeah!"
Ten tekst był protestem wymierzonym przeciwko siłom zbrojnym całego świata(w tamtych czasach te właśnie tematy były na czasie. Hipsterzy xd), nawiązywał również do walk w Wietnamie. Cały utwór jest bardzo przyjemny, głos Ozzy'iego jest bardzo żywiołowy co tym bardziej uprzyjemnia słuchanie. Tempo jest powolne, tekst jest śpiewany wyraźnie, późniejsze solo Tommiego Iomiego brzmi znakomicie. Cały 7-minutowy utwór jest godny nazwania majstersztykiem.

Drugi utwór, jeden z najlepszych jakie znam to oczywiście "Paranoid". Piosenka jest bardzo żywa, tekst Geezera Butlera(śpiewany oczywiście przez Ozziego) wpada w ucho. Całość podobnie jak poprzedni utwór jest majstersztykiem. Bardzo dobrym kawałkiem aby poskakać przy nim xD

Spis treści:

  1. "War Pigs"
  2. "Paranoid"
  3. "Planet Caravan"
  4. "Iron Man"
  5. "Electric Funeral"
  6. "Hand of Doom"
  7. "Rat Salad"
  8. "Fairies Wear Boots"

"Paranoid" jest pozycją obowiązkową dla każdego kto pragnie nazwać siebie "metalem". Black Sabbath jest historią metalu, jeśli ktoś chce tworzyć jego przyszłość muzyki tego rodzaju musi ich znać. Gitarzysto! Basisto! Perkusisto! Wokalisto! Miksisto! Szczypczysto! Cośisto! Pora iść do najbliższego sklepu muzycznego i nabyć jakąś płytę Black Sabbath! Najlepiej Paranoid! :D
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia i zapraszam do komentowana i reklamowania mojego blogu jak i zespołu znajomych. Link tutaj do strony na facebooku tutaj -> Flavor

niedziela, 16 października 2011

Trzeci album: Rock Is Not Enough

Jako trzeci album opiszę "Rock Is Not Enough" formacji Acid Drinkers. Kwasożłopy to najlepsza polska kapela. Grają w klimatach trash metalu, perkusja odpowiednio nakindala, riffy są melodyczne i oparte na niskich tonach, a Titus jak zwykle dopełnia wszystko swoim głosem. Pomimo tego, że zespół pochodzi z Polski teksty są po angielsku, co wyszło na dobre - byli lepiej rozpoznawalni poza granicami. Ciężko było wybrać, który album mam opisywać - padło na "Rock Is Not Enough". To wydanie jak każde inne jest energiczne, traszowe, a co najważniejsze głośne. Dobrym przykładem tego klimatu jest utwór "The Ball and The Line". Nie znalazłem żadnych przekładów tej piosenki, nawet na tekstowo.pl nie było tłumaczenia. Po chwili zadumy stwierdziłem, że Titus najgłośniej krzyczy "I bend the ball to the line!" (zginam kulę do linii) co fizycznie jest niemożliwe - można to interpretować jako "Robię rzeczy niesamowite!". Jest w tym ziarno prawdy, utwór tworzy niesamowity klimat. W piosence słyszymy też "Join our sacred congregation" (dołącz do naszej świętej kongregacji) - każdy jest w stanie dołączyć do ludzi, którzy zmieniają świat. Bardzo optymistyczny akcent. Pierwsze myśli jakie mi przyszły do głowy było zrobienie z bezładnej kuli pogo dwie linie by zderzyły się w ścianie śmierci :) Dawno nie pogowałem. Ten kawałek byłby niesamowicie dobry do pogo - nieskończone bisy prowadziłyby to czystej rzeźni :D

Niestety nie znalazłem nic na youtube
więc wrzucam tylko mp3 z wrzuty.03 - the ball and the line

Utwór który kończy album jest jak wiśnia w środku tortu - dopełnia wszystko tworząc ideał. Wystarczy popatrzeć na komentarze na youtube - "mnie ta piosenka przekonła do acidów:D metal z nawyższej półki ale ich koncert to było przeżycie:D Acidy to ostoja polskiego metalu najlepszy zespół:)" napisane przez ChaosHaKeR. Mówię tu o "Hate Unlimited". Spokojne wejście robi miejsce do sukcesywnego rozpędzania się utworu. Cały utwór ma dosyć sarkastyczny wyraz
"Czy moglibyście wypić truciznę, proszę?
A potem malowniczo umrzeć?
Czy palniesz w telewizji na żywo
Hej, ludzie, powieście tego człowieka!"
Mowa tu z pewnością o sztuczności świata, o bólu, o którym się zawsze mówi za dużo. Wchłaniamy to co nam przekaże telewizja, karmimy się faktami o potopie z Indonezji by zaraz się śmiać z tego, że używają busa jako łódki(bus can swim!), zaraz po tym mówimy o huraganach, by niedługo po tym klepać się po plecach, że tak mało było ofiar. Tworzy się błędne koło. Piosenka eksploduje w słowach
"Później lepiej będzie, byś zatańczył tak, jak Ci zagram
I powiedział to, co chcę usłyszeć
Nie widzę innej opcji."
by utwierdzić nas, że tego nie zmienimy. (napisałem to przed obejrzeniem teledysku - jestem genialny! :D)

Kawałki na tej płycie to:

  1. Extreme Entertainment Group Of Oddities (E.E.G.O.O.)
  2. Hurts More Than Death
  3. Ball And The Line
  4. Fill Me [In 100%]
  5. Black Blood Canyon
  6. When You Say to Me "Fuck You" Say It Louder
  7. Stray Bullets
  8. Jennifer And Ben
  9. Primal Nature
  10. Hate Unlimited

Omg pisanie tych postów zaczyna mi sprawiać przyjemność, coraz bardziej wiem czego słucham! Co do Kwasożłopów to ze 2 albumy lądują w telefonie - będą pełnić mojego soundtracku na najbliższy miesiąć :)) Wybaczcie, że post wyszedł tak późno, jednak miałem sobotnie "nic mi się nie chce". Mam nadzieję, że mój blog coraz bardziej się wam podoba ;) Piszcie może w komentach czego nie dociągnąłem. Bądź co bądź chciałbym mieć większą rzeszę czytelników, więc porady pomogłyby mi podrasować jakość! Trzymajcie się mocno!

sobota, 8 października 2011

Drugi album: Ashes Against the Grain

Ashes Against the Grain to album amerykańskiego zespołu melodic-black-metalowego Agalloch(Agalloch po angielsku oznacza wonną żywicę drzewa aloesowego (Aquilaria agallocha)). Album został oficjalnie wydany 2 marca 2007 roku. Jest to zdecydowanie najlepszy album tego zespołu. Jego nostalgiczne brzmienie bije na łeb wiele innych wykonawców tego typu, powolne melodie, odpowiednio zgrana gitara rytmiczna sprawia, że w tą muzykę można się wtopić. Zimny klimat czuć już po pierwszych sekundach, dosyć monotonny układ utwórów sprawia, że ta muzyka doskonale nadaje się do spania czy po prostu do odprężenia i pozbierania myśli. Po zamknięciu oczu widzimy jedynie czerń i biel - czarne kontury drzew ogołoconych z liści na białym śniegu, wykonawcy z pewnością chcieli uzyskać taki efekt za co należą się im najwyższe wyrazy szacunku. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj również trzy częściowy utwór "Our Fortress Is Burning". Sam tytuł nie przynosi na myśl nic wesołego. W akcie pierwszym czuję wyjątkową aurę spokoju, forteca niczego się nie spodziewa. Na końcu kawałek staje się coraz cichszy - cisza przed burzą. Druga część "trylogii" zaczyna się dosyć intensywnie. Forteca staje w płomieniach. W środku słyszymy wysokie tony, nieco szybsze tempo i dosyć chaotyczną melodię, całość kończy się growlem i nagłym spowolnieniem. Forteca się wali, ostatnie deski padają w płomieniach. Ostatnia część przez całą swą długość nie przedstawia niczego konkretnego, szum i pojedyncze nuty. Fortecy już nie ma, zgliszcza giną zasypywane śniegiem. Forteca jest zapomniana.

Utwór rozpoczynający płytę - "Limbs" jest równie wspaniały jak zakańczające ją "Our Fortress Is Burning". Rozpoczyna się wysokimi tonami, zaraz potem wchodzi gitara rytmiczna - już po pierwszej minucie słychać niezwykły klimat i mistrzowskie wykonanie. Dalej jest coraz lepiej. Melodia jest coraz bardziej urozmaicana całość coraz bardziej wciąga. Nagle się kończy, by powstać w spokoju na nowo. Po ładnym przejściu wracamy do starego klimatu utworu. Całość znowu się rozkręca by nagle eksplodować przy śpiewie. Całość opowiada o zapomnieniu, słyszymy "To hymn rozbrzmiewa od drzewa do drzewa, przez co ponury konar śpiewa" - został tylko pusty las. Ostatnie minuty są prawdziwie nostalgiczne - czuć że coś straciliśmy, coś na czym nam zależało. Już tego nie odzyskamy i trzeba się z tym pogodzić.

Utwory na płycie to:

  1. Limbs
  2. Falling Snow
  3. This White Mountain On Which You Will Die
  4. Fire Above, Ice Below
  5. Not Unlike The Waves
  6. Our Fortress Is Burning... I
  7. Our Fortress Is Burning... II - Bloodbirds
  8. Our Fortress Is Burning... III - The Grain

No, dzisiaj wpadłem na pomysł nieco innego zorganizowania postów. Dodałem okładkę albumu i rozpiskę utworów na końcu(poprzedni post też uzupełnię) :) Przez cały czas pisania postu słuchałem tego albumu i śmiało mogę stwierdzić, że jest to prawdziwy majstersztyk. Polecam szczególnie słuchanie na dobrych słuchawkach w autobusie. Mimo ponurego klimatu album nastawia pozytywnie. Myślę, że parę osób polubi taką muzykę, na zbliżający się sezon jesienny i zimowy takie coś potrafi być prawdziwym skarbem.
Następny post za tydzień! Pozdrawiam czytelników :D

sobota, 1 października 2011

Pierwszy Album: The High End Of Low

Zacznijmy więc od końca.  "The high end of low" to ostatni album jednego z moich ulubionych artystów: Marilyna Mansona. Wyszedł 26 maja 2009 roku. 40 letni wykonawca ukazuje w niej cały swój kunszt i doświadczenie, które zebrał przez 15 lat niezwykle głośnej kariery, mam tu głównie na myśli kompozycję utworów. Piosenki jendak nie są jednak tak mocno naładowane energią, agresją i nienawiścią kawałki jak te z poprzednich lat, kiedy to jeszcze wypełniał swą "misję" światowego antychrysta, było to widać już w poprzednim albumie "Eat Me Drink Me". Nieudolne próby imitowania dawnej dynamiki młodego jeszcze wokalisty(We Are From America, Arma-Goddamn-Motherfickin-Geddon czy chociażby Leave a Scar) przeważają jednak wolniejsze kawałki(praktycznie wszystkie inne) i to właśnie one sprawiły, że opisuję ten album jako pierwszy.

Opiszę teraz moje dwa ulubione kawałki. "Wow" to pierwszy utwór, który włączyłem, na początku wydał mi się dosyć chaotyczny. W sumie jest taki, lecz po kilkukrotnym przesłuchaniu przekonałem się, ktoś taki jak Marilyn Manson jest w stanie bezbłędnie zapanować nad chaosem. Co może niektórych zdziwić w tym kawałku nie ma ani grama gitary, jest dosyć psychodeliczna i nikt się tu nie drze ;) Jest to po prostu bardzo dobrze skomponowana kupa syntezatorów i efektów. Jej klimat w połączeniu z tym chorym OFICJALNYM "teledyskiem" potrafi dostarczyć wrażeń, których szybko nie zapomnimy. Gdy wtapiam się w tą piosenkę na myśl przychodzą stojące nade mną zakrwawione klauny z nożami, ot takie wyobrażenie, lewa półkula mózgu ;)
Tekst
I powiedziałaś "lepiej traktuj mnie inaczej, bo jak nie..."
"bo jak nie..." wydawało się głupią pieprzoną rzeczą do
powiedzenia komuś takiemu, jak ja..
Komuś jak ja
jest kwintesencją tego utworu. Tematem jest tu po prostu miłość, a raczej przeszkody. Manson nie mógł się nigdy ustatkować jeśli chodzi o kobiety, w sumie nie dziwię się. Dacie wiarę, że tak wielki artysta, który miał po koncertach tuziny panienek(w przebieralni Manson każe wychładzać pomieszczenie aby dziewczynom, które go odwiedzają przed lub po koncercie odpowiednio sterczały sutki) , miał kilka stałych partnerek?

15 to utwór który powstał w 40 urodziny artysty. W nim to właśnie Manson podsumowywuje swoje życie. Tekst jest przepełniony wewnętrznymi rozterkami, jego ból to czego nie zdołał zachować. Na koniec dodam, że Twiggy Ramirez - pierwszy gitarzysta Mansona powrócił do składu po 6 latach przerwy. Jego wpływ na samotnego wokalistę jest tu z pewnością niesamowity. Myślę właśnie, że to jego wsparcie dało Marylinowi siłę do napisania tak odważnego tekstu.

Utwory na tej płycie to:

  1. "Devour" - 3:45
  2. "Pretty as a Swastika" (wersja ocenzurowana: "Pretty as a ($)") - 2:45
  3. "Leave a Scar" - 3:54
  4. "Four Rusted Horses" - 5:00
  5. "Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon" - 3:39
  6. "Blank and White" - 4:27
  7. "Running to the Edge of the World" - 6:25
  8. "I Want to Kill You Like They Do In the Movies" - 9:01
  9. "WOW" - 4:55
  10. "Wight Spider" - 5:32
  11. "Unkillable Monster" - 3:43
  12. "We're From America" - 5:04
  13. "I Have to Look Up Just to See Hell" - 4:11
  14. "Into the Fire" - 5:14
  15. "15" - 4:20

Dobra długo mi zajęło pisanie tego postu, zapomniałem dodać, że muzyka Marilyna Mansona wyjątkowo mi się nie nudzi, w odróżnieniu do innych :D
Trzymajcie się mocno!